Neuma

/ 1 maja, 2003


Neuma – ta nazwa zelektryzowała miłośników awangardowego rocka, którym bliska była formacja Kobong. Trzej muzycy z dawnego składu po latach postanowili znów wspólnie nagrywać. Naturalne pytanie: co stało się w zespole w 1998 roku, po wydaniu płyty Chmury nie było? Zawiesiliśmy działalność, z wielu różnych powodów – mówi gitarzysta Maciek Miechowicz. Po pierwsze brak odzewu komercyjnego: wpadliśmy w bardzo poważne długi. Po drugie sypnął się rynek koncertowy, przychodziło po kilkadziesiąt osób… Byliśmy też zmęczeni sobą jako ludźmi. Każdy chciał iść w inną muzyczną stronę. To był najlepszy moment, żeby się rozstać.


Gitarzysta, Robert Sadowski zajął się grupą Robot (między innymi z dawnym kolegą z Houka, Piotrem Falkowskim). Po dwóch latach ten projekt chyba zardzewiał – mówi Maciek. Wojtek Szymański, perkusista, szukał muzyków do ostrego zespołu o nazwie Nyia. W końcu trafił na nich w Olsztynie, między innymi ludzi z Vadera… Namówił Bogdana (Kondrackiego, wokalista i basista Kobonga – przyp. bart) na zrobienie wokali. Chłopaki mają od półtora roku gotowy materiał, ale szukają wydawcy na Zachodzie, nie chcą tego publikować w Polsce. Bogdan robił solowy projekt – bardzo spokojna muzyka – nie skończył go jednak do dziś. Śpiewał też u Andrzeja Smolika, pracował jako realizator dźwięku… Ja zająłem się prowadzeniem studia nagraniowego, po drodze zdarzył się mały projekt Hitchcock, z sekcją Sparagmos. Nawet zrobiliśmy jakieś nagrania, ale odpadł basista i nie ciągnęliśmy tego dalej.



Okazuje się, że materiał, który słyszymy na płycie Neumy, zaczął powstawać tuż po zawieszeniu działalności zasadniczego składu Kobonga. Przez pół roku graliśmy w trójkę, Robert pracował już wtedy z Robotem. W końcu dołączyła Ewa Jabłońska, która grała na skrzypcach. Zrobiliśmy szkice kompozycji, bez wokali, po czym wszystko się rozpadło. Ponownie zeszli się dwa lata temu, gdy Szymański przyjechał z Olsztyna do Warszawy. Po latach poukładało nam się w głowach, każdy parę rzeczy zrealizował… Można było zacząć myśleć o wspólnym graniu. Chcieliśmy wskrzesić Kobonga, zaczęliśmy nawet rozmawiać z Robertem, ale okazało się, że to nie jest jeszcze ten moment. Nie mogliśmy się porozumieć. Reaktywacja tamtej grupy nie jest jednak sprawą zamkniętą. Nic nie jest wykluczone – mówi Maciek. Ale na dzień dzisiejszy jesteśmy zajęci rozkręcaniem Neumy. Nie możemy się też spodziewać numerów Kobonga na koncertach. Za to jesienią być może ukaże się, niecierpliwie oczekiwana przez wielu, reedycja pierwszej płyty. Trwają rozmowy, jest wstępna zgoda właściciela materiału. Planujemy dodatki: nagrania koncertowe, może jakieś remiksy, teledyski…


Materiał Neumy to, zamiast wirtuozerskich kombinacji, powrót do transowej stylistyki debiutu. Wyżyliśmy się już. Trzeba też było zmienić formułę ze względu na to, że teraz grają trzy instrumenty. Znane z płyty trio to zresztą już skład nieaktualny. Kondracki porzucił gitarę basową, by skupić się na partiach wokalnych. Robiliśmy taki miniteledysk, w którym Bogdan tylko śpiewa i stwierdziliśmy, że fajnie byłoby go uwolnić od instrumentu. Poszukaliśmy basisty, polecono nam Tomka Krzemińskiego. Jeśli powstanie następny album, to mam nadzieję, że w takim składzie.


Płyta Neuma została wydana w należącym do Miechowicza nowym wydawnictwie Offmusic. Firma powstała pod kątem opublikowania tego materiału. Kiedy zaczęła się recesja, moje studio poważnie ją odczuło. Miałem dużo wolnego czasu i postanowiłem rozwinąć nowe pola działalności. To wydawnictwo założone przez muzyków dla muzyków – pojawią się u nas rzeczy odrzucane przez duże wytwórnie.

BARTEK KOZICZYŃSKI

KOMENTARZE

Przeczytaj także