Sorcerer: Z uniesionymi pięściami [WYWIAD]

/ 16 października, 2021


Niebawem po raz pierwszy do Polski zawita zespół Sorcerer. Z tej okazji przeprowadziliśmy wywiad z wokalistą grupy, Andersem Engbergiem.


Jak na czarownika przystało, szwedzki Sorcerer, jest zespołem dość tajemniczym. Powstali pod koniec lat 80., szybko nagrali dwa kultowe materiały i na lata zniknęli bez wieści, choć cieszyli się wśród fanów doom metalu statusem legendy porównywanej z Candlemass. Najważniejsze, że wrócili i niebawem po raz pierwszy dotrą do Polski, grając w Goleniowskiej Rampie 11 grudnia. Z tej okazji rozmawiamy z majestatycznym głosem Sorcerer, Andersem Engbergiem.

Czym jest dla ciebie doom?

Gdy zaczynaliśmy grać Sorcerer faktycznie był stricte doomowy, ale ewoluował i dziś – według mnie – jest czymś więcej. Zresztą sam słucham wielu rozmaitych gatunków muzycznych, więc doom nie jest dla mnie wszystkim, aczkolwiek – skoro tak ludzie określają naszą twórczość – musi to być coś fajnego (śmiech).

Sorcerer powstał w 1988 roku, nagrał dwa fantastyczne wydawnictwa i niebawem przestał istnieć. Dlaczego?

Johnny Hagel, nasz basista, który powołał do życia Sorcerer, był moim kumplem i poprosił mnie bym zaśpiewał w jego kapeli. Byłem wtedy w zespole heavymetalowym Lion’s Share, Sorcerer był dla mnie pobocznym projektem, ale wiedziałem co mam robić i faktycznie wyszło nam to nieźle. Wydaliśmy wtedy dwie kasety, zagraliśmy kilka koncertów, jeden spektakularny pod Sztokholmem w towarzystwie Therion i Entombed, Johnny odszedł do Tiamatu i… tyle. Dlatego porównania do wczesnego Candlemass z Johanem Lanquistem za mikrofonem są jak najbardziej na miejscu. Swoją drogą z Johanem znam się od bardzo dawna. Gdy zaczynałem swoją przygodę z muzyką, grałem z jego młodszym bratem w zespole. Przez te wszystkie lata wciąż się przyjaźniliśmy, a w rezultacie Johan zaśpiewał ze mną na ostatniej płycie Sorcerera w utworze „Deliverance”.

Wasza twórczość często brzmi jak spełnienie marzeń dla kogoś kto chciałby uświadczyć Candlemass z Tonym Martinem przy mikrofonie.

Bardzo miło słyszeć takie porównania. Żeby było śmieszniej Tony na chwilę dołączył do Candlemass kilkanaście lat po powstaniu Sorcerer, z kolei my nagraliśmy niedawno „When Death Calls”, który w 1989 roku śpiewał z Black Sabbath właśnie Tony Martin. A wracając do początków Sorcerer trzeba pamiętać, że poza lokalną sławą nasze kasety rozchodziły się po całym świecie. Wtedy dystrybucja odbywała się za pośrednictwem podziemnych fanzinów czy zwykłej poczty. Ludzie wysyłali nam pieniądze, a my pakowaliśmy kasety. Tysiące kaset. Nie pamiętam czy wysyłaliśmy wtedy jakieś kopie do Polski, ale było tego sporo. A kiedy zespół przestał istnieć, pojawiało się wiele nieoficjalnych wznowień tych materiałów. My wydaliśmy je na CD dopiero w 2011 roku.

Wielkim osiągnięciem z waszej drugiej taśmy „The Inquisition” było wykonanie „Stargazer” z repertuaru Rainbow z czasów Dio. Gracie go jeszcze na żywo?

„Stargazer” był utworem, który wszyscy uwielbialiśmy, a skoro w młodości miałem bardzo szeroką skalę, ozdobiłem go kilkoma wysokimi partiami. Wyszło interesująco, przyznaję. Z wiekiem jednak mój głos dojrzał (śmiech). Co ciekawe ostatnio zrobiliśmy w doomowej aranżacji kolejny numer Rainbow, „Gates Of Babylon”. Gitarowo jest to znacznie cięższa od oryginału wersja, polecam. Ale na koncertach gramy tylko nasz własny repertuar. Mamy przecież kilka niezłych kawałków (śmiech).

Co działo się z muzykami Sorcerer po rozpadzie grupy w 1992 roku?

Ja przez lata siedziałem w bardziej progresywnym heavy, między innymi kontynuując przygodę ze wspomnianą moją pierwszą kapelą, Lion’s Share. Rozpocząłem też regularną pracę jako menadżer w dużej firmie ochroniarskiej, czym zajmuję się z powodzeniem po dziś dzień. Johnny z kolei grał z Tiamat, a reszta obecnego wcielenia Sorcerer to głównie muzycy związani z Therionem.

Sorcerer powrócił po dwóch dekadach z rewelacyjnym albumem „In The Shadow Of The Inverted Cross” z 2015 roku. Pomysły zbieraliście latami czy wena przyszła szybko?

Wróciliśmy w 2010 roku na zaproszenie organizatora festiwalu Hammer Of Doom. Zebraliśmy silny skład i po kilku świetnie przyjętych występach wzięliśmy się za Sorcerera na poważnie. Także numery na „In The Shadow Of The Inverted Cross” powstawały na przestrzeni kilku lat kiedy zbieraliśmy nasze pomysły do kupy. I znowu udało nam się zachwycić fanów doomu (śmiech).

W grudniu zagracie w Goleniowie wasz pierwszy koncert w Polsce. Jednak ty byłeś już u nas jako wokalista wspomnianego Theriona. Jakie masz wspomnienia z naszego kraju?

W 2001 roku pojechałem na trasę z zaprzyjaźnionym Therionem i faktycznie graliśmy wtedy w Warszawie. To była wielka hala sportowa i wielka radość przybyć do was po raz pierwszy i uświadczyć tak euforycznego przyjęcia.

A czego możemy się spodziewać po show Sorcerera?

My nie jesteśmy tak teatralni jak Therion na żywo. Jesteśmy pięcioma facetami kującymi twardy doom metal i tego oczekujcie z uniesionymi pięściami!

Candlemass, Therion… Teraz ważna jest dla was kolejna szwedzka ikona metalu Ghost, czego wyraz dajecie na każdej płycie kolejno utworami – „Exorcise The Demon”, „The Devil’s Incubus” czy „Dance With The Devil”.

To prawda. Epicki doom metal nie ma zbyt wiele wspólnego z balladami o miłości czy politycznymi bzdurami. Dlatego w naszych utworach tak ważna jest atmosfera grozy, mroczny klimat rodem z horroru. Sporo w tym fantastycznych demonów i duchów więc musimy mieć z nimi coś wspólnego (śmiech).

A z Europe?

Wiesz, kiedyś wszyscy w Szwecji sporo ich słuchali. To świetni muzycy. Jednak kiedy zdarzy się ludziom porównywać mój głos do Joeya Tempesta, obrażam się (śmiech).

Wasz ostatni album, „Lamenting Of The Innocent” z ubiegłego roku, był zgodnie z tytułem bardziej lamentacyjny, mroczniejszy. Macie już pomysły na kolejny? W jakim kierunku będzie podążał Sorcerer?

Na razie w kierunku Polski, gdzie zagramy pierwszy koncert od początku tej cholernej pandemii. Sorcerer jest głodny! A co do nowego materiału… Każda nasza płyta jest w pewnym stopniu odmienna od poprzedniej. Czuć wyraźną ewolucję Sorcerer, Także tym razem na pewno coś wykombinujemy. Podejrzewam, ze będzie to jeszcze bardziej dynamiczny album od poprzedniego, gdzie dorzuciliśmy takie elementy jak skrzypce czy growling. Na razie mamy sporo mocnych riffów, a zobaczymy czy dodamy do nich zaskakujących gości czy na przykład… akordeon (śmiech).

rozmawiał: ŁUKASZ WEWIÓR

KOMENTARZE

Przeczytaj także