3 sierpnia w warszawskim klubie Progresja zagrał zespół Nailbomb. Legendarny projekt Maxa Cavalery po raz pierwszy dotarł do Polski.
Efemeryczny projekt Nailbomb (w latach 90. wydał jeden album, Point Blank, i zagrał dwa koncerty), został reaktywowany w zeszłym roku przez Maxa Cavalerę. Koncert w Warszawie był raptem czwartym na pierwszej trasie i pierwszym nie festiwalowym koncertem zespołu! Racja, to nie jest oryginalny skład Nailbomb – nie ma Alexa Newporta, który od grania koncertów woli pracę w studiu. Racja, Max ten materiał wcześniej ogrywał już z Soulfly. Ale i tak, było to wydarzenie o charakterze historycznym.
Grooviasty metal połączony z industrialnymi wstawkami (za nie na scenie odpowiedzialny był dynamicznie moshujący Alex Cha z Pig Destroyer) znakomicie zabrzmiał po latach. Grupa zagrała praktycznie cały materiał z Point Blank zaczynając od Wasting Away (po wprowadzeniu pod postacią intra z Mechanicznej pomarańczy). Było głośno, ostro i brutalnie. Max wykrzykujący na przemian z gitarzystą Igorem Amadeusem Cavalerą (u Maxa jak zwykle jest rodzinnie) na przemian teksty takich utworów, jak 24 Hour Bullshit czy Cockroaches był w swoim ferworze, a publiczność miała okazję do ostrego pogowania.
Siłą rzeczy nie był to długi koncert – coś około godziny, bo tyle trwa materiał z płyty wzbogacony paroma przeróbkami, jak Police Truck Dead Kennedys zadedykowany przez Maxa fanowi z czerwonym irokezem.
Przed Nailbomb zaprezentował się polski zespół Yardburn. Mieszanka ostrego grania z nieco pattonowskimi i primusowymi łamańcami sprawiła, że gęstniejący tłum rozruszał się do skocznych dźwięków albumu Junk.
Poniżej galeria z warszawskiego koncertu.
Yardburn
Nailbomb















