Rob Halford w rozmowie z Planet Rock wrócił wspomnieniami do czasów wydania kontrowersyjnego albumu „Turbo”.
Płyta, na której Judas Priest po raz pierwszy odważyli się użyć syntezatorów, początkowo spotkała się z chłodnym odbiorem fanów i krytyków.
Kiedy ta płyta wyszła, wszyscy chcieli wrzucić ją do kosza. „Co to jest? To nie metal” – tak reagowali ludzie.
– wspomina wokalista.
Z biegiem lat utwory takie jak „Turbo Lover” stały się jednak koncertowymi hymnami, a sam album zyskał status docenianej i oryginalnej pozycji w dorobku zespołu.
Okazją do refleksji była zapowiedź występu Judas Priest na przyszłorocznym Bloodstock Open Air Festival, który w 2026 roku świętować będzie 25-lecie. Dla zespołu wydarzenie będzie miało dodatkowe znaczenie – zbiegają się tam dwie rocznice: 40-lecie „Turbo” oraz 50-lecie przełomowego krążka „Sad Wings of Destiny”.
Choć dziś „Turbo” cieszy się uznaniem, Halford przyznaje, że jego powstanie było związane z burzliwym okresem w życiu zespołu. Lata 80. były czasem intensywnych tras koncertowych, nagrywania albumów niemal co roku oraz życia w centrum rock’n’rollowej gorączki – od Sunset Strip po Miami.
Album „Turbo” w 2017 roku doczekał się reedycji nakładem Sony Music – w wersji zremasterowanej, na winylu i w rozbudowanym zestawie CD, wzbogaconym o niepublikowany wcześniej koncert „Live in Kansas City” z trasy „Fuel For Life”.
JUDAS PRIEST WYDANIE SPECJALNE – KUP ONLINE


