Lily Allen wyjaśniła, dlaczego jej nowy album „West End Girl” ukazał się dopiero siedem lat po poprzednim wydawnictwie.
Brytyjska gwiazda wróciła w październiku z nowym materiałem, który wprost nawiązuje do jej rozstania z mężem, aktorem Davidem Harbourem.
„West End Girl” to pierwsza płyta Allen od 2015 roku, kiedy ukazało się „No Shame”. Artystka przyznała w rozmowie z „Interview Magazine”, że tak długa przerwa wynikała z jej własnego niezadowolenia z tworzonych utworów.
To, co pisałam, było gówniane. Czułam, że mam blokadę twórczą czy coś takiego, ale tak naprawdę myślę, że po prostu wiedziałam, że coś jest nie tak.
Dodała, że zawsze stara się być szczera w swojej sztuce:
Chyba podświadomie wiedziałam, że coś w moim życiu osobistym nie gra i nie mogłam tego poruszyć twórczo, bo gdybym to zrobiła, wszystko by się rozpadło.
Wokalistka ujawniła, że w ciągu ostatnich kilka lat napisała „prawdopodobnie” sto piosenek, ale żadna z nich nie wzbudzała w niej ekscytacji. To zmieniło się dopiero, gdy jej małżeństwo zaczęło się sypać:
Nie powiedziałabym, że się tego wstydziłam (tej muzyki), ale nic nie było na tyle ekscytujące, żebym chciała się tym podzielić z ludźmi, których kocham, nie mówiąc już o reszcie świata. A kiedy zaczęłam pisać tę płytę, od razu pomyślałam: „To jest to”. Od razu odnalazłam swój prawdziwy głos.
Lily Allen zaczęła spotykać się z gwiazdą serialu „Stranger Things” w 2019 roku. Rok później para pobrała się w kaplicy w Las Vegas. W grudniu 2024 roku pojawiły się doniesienia, że doszło do rozstania, a media informowały o rzekomej niewierności aktora. Teksty na „West End Girl” mają potwierdzać te spekulacje i sugerować, że ich związek miał charakter otwarty.

