Slash rozkręcił imprezę w katowickim Spodku [RELACJA]

/ 17 kwietnia, 2024

Kolejna wizyta Slasha, ikonicznego gitarzysty Guns N’ Roses, w naszym kraju przyniosła sporo emocji, ale przede wszystkim dużą dawkę rasowego rock ‘n’ rolla. Bez zbędnego nadęcia i niepotrzebnego kombinowania.


Choć Slash do Polski przyjeżdża bardzo chętnie, akurat w katowickim Spodku ostatnio był ponad dekadę temu. Fani muzyka ze Śląska i okolic mieli więc czas, żeby nieco się za nim stęsknić. Zanim jednak wszedł na scenę – oczywiście przy wsparciu Mylesa Kennedy’ego i The Conspirators – na scenie pojawił się zespół Mammoth WVH, czyli projekt Wolfganga Van Halena.

Zespół otrzymał dokładnie pół godziny, w czasie których zaprezentował sześć utworów. Brzmiało to dobrze i świeżo, a dodatkowo widać było, że wszystkim zgromadzonym na scenie granie daje dużo radości. Zresztą Wolfgang nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy gromkie brawa nie pozwalały mu na zabranie głosu między utworami „Take a Bow” oraz „Dont’t Back Down”. Ten drugi stanowił zamknięcie całego naprawdę udanego i energetycznego koncertu Mammoth WVH.

W ramach akcji zorganizowanej przez polskich fanów w pierwszych rzędach pojawiły się ogromne dmuchane „Czwórki”, które miały stanowić nawiązanie do najnowszego albumu Slasha. Koncert zaczął się od utworów „The River Is Rising”, „Driving Rain” oraz „Halo”. Brzmiało to dobrze, a odegrane zostało z odpowiednią werwą. Slash raczej nie wychodził na środek sceny, chowając się zwykle gdzieś po jej lewej stronie. Myles zajął się konferansjerką, ale za dużo gadania w czasie koncertu nie było.

Później rozbrzmiały „Back From Cali” (z pierwszej płyty Slasha) oraz „Actions Speak Louder Than Words”, a także cover Lenny’ego Kravitza „Always on the Run”, który zaśpiewał nie Myles, a basista Todd Kerns (zresztą bardzo dobrze!). W roli wokalisty wspomniany pojawił się jeszcze dwukrotnie, a zdecydowanie największym zaskoczeniem było, gdy wykonał „Don’t Damn Me” z repertuaru Guns N’ Roses (to utwór, którego sami Gunsi nigdy nie wykonują na żywo). Slash onieśmielił się mniej więcej w połowie setu, gdy dał nam pierwszą trwającą dobre kilka minut solówkę. Był w formie!

Koncert trwał w najlepsze, a ze scen rozbrzmiewały kolejno „April Fool”, „Doctor Alibi” czy „World on Fire”. Ten ostatni stanowił zakończenie głównej części setu, dlatego został potężnie rozciągnięty – był czas na przedstawienie wszystkich muzyków, a także kolejną imponującą solówkę. Na bis muzycy zagrali kultowy utwór Eltona Johna „Rocket Man”, w czasie którego Slash zagrał na… elektrycznej gitarze hawajskiej. Ciekawe urozmaicenie i naprawdę udana interpretacja. A na pożegnanie – wiadomo! – „Anastasia”. Fani klaskali bardzo długo, a zespołowi nie spieszyło się, żeby zejść ze sceny.

Slash featuring Myles Kennedy and the Conspirators Setlist Spodek, Katowice, Poland 2024, The River Is Rising

Slash i spółka dali nam wczoraj ponad dwie godziny rockowej zabawy i sporo pozytywnych muzycznych emocji. Zapraszamy ponownie, panie Saul!

KOMENTARZE

Przeczytaj także