Frontman Lamb of God zaatakowany na ulicy w Dublinie

/ 10 listopada, 2015

Wokalista Lamb of God uwielbia nie tylko śpiewać. Jako muzyk ma sporo okazji do podróżowania po świecie. Przy okazji robi też zdjęcia – jego drugą pasją jest fotografia. Niestety w Dublinie, dzień przed koncertem, omal nie doprowadziła ona do nieszczęścia. Randy Blythe zdał z tego wydarzenia obszerną relację na Instagramie.

Czasami robienie tego, co kochasz, ma swoją cenę: oto most Samuela Becketta w Dublinie w Irlandii. Wczorajszej nocy, około północy, spacerowałem przecznicę od hotelu, chciałem zrobić kilka długich ujęć – zaraz po tym, jak zrobiłem to zdjęcie. Spojrzałem wokół i zobaczyłem 5 czy 6 nastolatków (w wieku 16­–18 lat?) w bluzach z kapturem i dresach, którzy próbowali mnie otoczyć. „Kurcze, chyba się zaczyna” – pomyślałem. Zacząłem oddalać się szybko z tego zaułka, w którym byłem (złe miejsce na bycie złapanym). Próbowałem cały czas mieć ich na oku.

Jeden zbliżył się z lewej strony i BACH – ktoś inny uderzył mnie czymś w tył głowy (myślę, że mieli jakiś kij czy coś) – przez sekundę zobaczyłem gwiazdy, a potem usłyszałem klakson samochodowy. Taksówka jechała na te dzieciaki. Wstałem i próbowałem się otrząsnąć, ponieważ nieźle mi przyłożyli. Jak wszyscy tchórze na świecie i słabeusze, naszli mnie od tyłu i ogłuszyli. Nawet nie miałem szansy przyłożyć któremuś z tych dupków, bo taksówkarz (dziękuję ci, kimkolwiek jesteś) wystraszył ich, kiedy odzyskiwałem przytomność.

Zatem tak… moje okulary są zniszczone (ale mam szkła kontaktowe), moja nowa czapka Surf City z Black Flag przepadła (ale wziąłem drugą), mój e-papieros również (ale mam inne). Rozwaliłem sobie łokieć i głowa trochę bolała (ale mogło być o wiele, wiele gorzej ­­– mogłem zostać dźgnięty nożem). Jestem wdzięczny – jest ze mną W PORZĄDKU. Byłem w najbardziej nieprzyjemnych dzielnicach na świecie i wyszedłem z tego cało, ale wczoraj coś mnie rozkojarzyło i zapomniałem o zdrowym rozsądku na kilka minut.

I ta następuje najciekawsza część – Randy nie wini całego świata za to, co się przydarzyło. Nie wini policji ani Dublina, że jest tak niebezpieczny. To on sam powinien zachować i zawsze liczyć przede wszystkim na siebie.

To było bardzo, BARDZO głupie z mojej strony i zapłaciłem za to cenę. Lekcja przyjęta, trzeba BYĆ CZUJNYM – mówię wam wszystkim. A Dublin wciąż kocham. Nie boję się tam przyjechać raz jeszcze, to urocze miasto, LECZ… uspokójcie i ogarnijcie swoje dzikie dzieci, bo następnym razem mogą przyłożyć pałką komuś, kto nie ma tak twardej głowy i mogą go zabić. Nawet nie próbowali mnie okraść, po prostu chcieli kogoś skrzywdzić, kogokolwiek. Nie mam nic do nich – PRZYKRO mi z ich powodu. Zatem Dublin – przepraszam, jeśli dzisiejszy występ był trochę szorstki – starałem się wypaść jak najlepiej…

 

 

Sometimes doing what you love comes at a price: here's the Samuel Beckett bridge in Dublin, Ireland. Last night around midnight I walked one block away from my hotel to take some long exposures- right after I shot this very frame, I looked up & saw 5 or 6 teenage dudes (16 to 18 year olds?) in hoodies & track pants spreading out around me. "Well, crap, I guess it's on" I thought. I started stepping quickly into the street away from the little cul-de-sac where I was (it was a bad spot to be trapped), trying to keep my eye on all of them at the same time. One kid drew up to my left getting close & BLAM- someone else hit me in the head from behind with something (I think they had a stick or whatever)- I saw stars for a second, then I heard car horns & a cabbie was driving at these kids & I was standing in the street trying to shake it off, because that little fucker had rang my bell pretty good. Like all cowards & weaklings all over the world, they came at me in numbers and struck from behind. I never even had a chance to smash one of the little shits because the cabbie (thank you, whoever you are) scattered them while I was regaining my wits. So now my glasses are gone (but I have contacts), my new Surf City hat w/the Black Flag bars is gone (but I brought another hat), my new e-cig is gone (but I have others), & I have a split open elbow & a bit of a headache (but it could have been much, much worse- I could have caught a knife). I remain grateful- I'M FINE. I've been in some of the sketchiest neighborhoods on earth & escaped unharmed, but last night I got distracted & forgot my street smarts for a couple of minutes. That was very, VERY stupid of me, & I paid the price. So lesson learned here is STAY ALERT, y'all. And Dublin- I still love you, I'm NOT afraid to come here, it's a lovely city, BUT… please neuter & spay your feral children, because next time they might club someone whose head isn't as hard as mine & kill them. They didn't even try to rob me, they just wanted to hurt someone, anyone – it was nothing personal for them- this makes me very SAD for these children. So Dublin, sorry if tonight's show was a little rough- I did my best for y'all…

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika D. Randall Blythe (@drandallblythe)

 

ud

KOMENTARZE

Przeczytaj także