Paul McCartney sfrustrowany legendą Lennona

/ 8 lipca, 2015

John Lennon zginął w 1980 roku i stał się ikoną. Ludzie zapomnieli trochę, że zespół tworzyło trzech innych muzyków. Paul McCartney żalił się, na to co działo się potem, w rozmowie z „Esquire”:

The Beatles się rozpadł i wszyscy byliśmy równo. George nagrał coś swojego, John, ja i Ringo też. Było tak jak w czasach Beatlesów. Kiedy John został zastrzelony, poza ogromną tragedią, zaczęło panować przekonanie „John jest męczennikiem, kolejny JFK”. Frustrowało mnie to, ponieważ ludzie zaczęli twierdzić „Cóż, to on był The Beatles”.

A jeszcze rok wcześniej wszyscy byli równi. Trochę bolało go też, że to kompozycje Lennona uważane były za te, które wyniosły grupę na szczyty, jego zaś rozważane były jako te gorsze. Nie oznacza to, że  McCartney chciałby go zdeprecjonować.

John stworzył wiele wspaniałych dzieł, a po Beatlesach jeszcze więcej. Ale stworzył też wiele niewspaniałych rzeczy. Zabójstwo wyniosło go na poziom James Deana, a nawet wyżej. Pogodziłem się z tym. Rozumiałem, że „John będzie tym jedynym”.

Ciężko stwierdzić, czy część z tych poglądów została przez lata zrewidowana. Paul McCartney przez kolejne 35 lat starał się na to zapracować. Na stwierdzenie, że ich nazwisko jego i Johna będą już związane na zawsze odpowiada już bez żalu „mam taką nadzieję”.

ud | fot. Eddie Janssens, CC BY 3.0

KOMENTARZE

Przeczytaj także