Bruce Dickinson wrócił wspomnieniami do dnia, w którym po raz pierwszy spotkał się z Iron Maiden. Choć dziś jego głos jest nieodłącznym symbolem zespołu, pierwsze chwile z przyszłymi kolegami wypadły zaskakująco… ponuro.
W rozmowie z magazynem „Classic Rock” Bruce Dickinson opowiedział o kulisach swojego przesłuchania do Iron Maiden — jednego z najbardziej przełomowych momentów w historii heavy metalu. Zanim jednak jego charakterystyczny wokal i nieokiełznana energia uczyniły z Maiden globalną potęgę, atmosfera w sali prób wcale nie zwiastowała sukcesu.
To było dziwne… Przyszedłem, a Steve [Harris] jeszcze się nie pojawił. Byli wszyscy inni, ale panowała jakaś smętna aura. Wszyscy wyglądali na przygnębionych. Pomyślałem: to będzie ciężkie.
– wspominał wokalista.
Sytuacja zmieniła się, gdy muzycy spontanicznie zaczęli grać rockowe klasyki.
Zaczęliśmy tłuc kawałki, które wszyscy znaliśmy — trochę AC/DC, trochę Deep Purple; „Woman from Tokyo”, potem „Black Night” – i nagle wszyscy zaczęli się uśmiechać. Zapanowała dobra atmosfera.
Kiedy wreszcie dołączył Steve Harris, przeszli do utworów Iron Maiden. Dickinson był świetnie przygotowany: znał wszystkie teksty i struktury piosenek. Pomogło też to, że za perkusją siedział Clive Burr, z którym wcześniej grał w Samson.
To było bardzo naturalne. Czułem się, jakbym już był częścią zespołu.
– przyznał.
Ostatecznie jednak musiał poczekać dwa tygodnie, aż zespół zakończył współpracę z Paulem Di’Anno. Reszta jest historią — wraz z przyjściem Dickinsona Iron Maiden przeszło z poziomu raczkującego zespołu NWOBHM do globalnej ikony metalu, a jego sceniczna charyzma i wokalne możliwości odmieniły brzmienie grupy na zawsze.
IRON MAIDEN – WYDANIE SPECJALNE


