„Hackney Diamonds” The Rolling Stones: Wcale nie brzmi, jak pożegnanie [RECENZJA]

/ 19 października, 2023


Już 20 października ukaże się najnowszy album The Rolling Stones zatytułowany „Hackney Diamonds”. Przeczytaj naszą recenzję.


20 października The Rolling Stones powrócą z długo wyczekiwanym albumem “Hackney Diamonds”. Co grupa przygotowała po tak długiej przerwie?

Przeczytaj poniżej recenzję płyty napisaną przez Wiesława Weissa, która trafi do listopadowego numeru „Teraz Rocka”:

THE ROLLING STONES – HACKNEY DIAMONDS

To pierwsza płyta Stonesów z nowymi piosenkami od 18 lat, od A Bigger Bang. Czy ostatnia? Niekoniecznie. Nagrano podobno 28 utworów, a dostajemy 12, co oznacza, że kolejna jest właściwie gotowa. Chociaż ta kończy się tak, jakby grupa żeg­nała się z nami: wykonywanym tylko przez Micka Jaggera i Keitha Richardsa utworem, od którego wszystko się zaczęło. Bluesem Muddy Watersa Rolling Stone (w surowej wersji zbliżonej do oryginału), który nadał nazwę grupie i był jednym z kawałków, które legły u podstaw jej stylu. Jakby muzycy chcieli dopisać do swojej 60-letniej kariery (licząc od daty wydania pierwszego singla – z utworem Come On Chucka Berry’ego) puentę.

A jednak płyta wcale nie brzmi jak pożegnanie. Nie brzmi też jak dzieło facetów, którzy dawno powinni przejść na emeryturę. Nie wiem, jak to zrobili, ale muzyka na Hackney Diamonds ma w sobie witalność, radosną energię i kopa młodzieńczych dokonań Stonesów. Spora w tym pewnie rola producenta i współtwórcy repertuaru Andrew Watta, który potrafił przydać energii ostatnim albu­mom Ozzy’ego Osbourne’a i Iggy’ego Popa. Ale wierzę, że polegała raczej na motywacji i inspiracji niż na studyjnych sztuczkach. Mick Jagger w każdym razie śpiewa jak w najlepszych latach, a Keith Richards i Ron Wood wymiatają z ikrą rzadką nawet u młodych – podobnie jak zaproszeni do studia weterani, w tym Paul McCartney, którego partia sfuzzowanego basu w Bite My Head Off zwala z nóg grunge’owym brudem i ogniem.

To kapitalny numer, pełen łobuzerskiego wdzięku i punkowej furii. Zachwyca jak cała płyta. Nie ma tu oczywiście mowy o odkrywaniu Ameryki. Dostajemy przegląd najlepszych stonesowskich patentów, zwłaszcza tych z okresu od Let It Bleed do Tattoo You. Zdarzają się nawet bezczelne nawiązania do przeszłości, jak wstępna zagrywka w Driving Me Too Hard, przypominająca riff z Tumbling Dice, czy partia saksofonu w Get Close, przypominająca solo Bobby’ego Keysa w Can’t You Hear You Knocking. Ale tylko pokazują, jak świetnie Stonesi się bawili podczas pracy nad tymi piosenkami.

Są wśród nich typowe dla zespołu zadziorne riffowe ciosy z przebojowym Angry na czele, mieszanka klasycznego rock’n’rolla z blues rockiem z lat 60. Live By The Sword (z sekcją rytmiczną Bill Wyman/Charlie Watts i Eltonem Johnem jako pianistą przywołują­cym styl Iana Stewarta), chwytający za serce akustyczny blues Dreamy Skies, cudowna ballada zakorzeniona w country Depending On You (ze smykami), przeszywająca pieśń w klimacie gospel – Sweet Sound Of Heaven (duet Jaggera z Lady Gagą) i nawet mieszanka rock’n’rolla z disco i funkiem jak z czasów Miss You Mess It Up (Jagger nie odmówił sobie przyjemności zaśpiewania jej częściowo falsetem; tu także bębni Charlie Watts).

Cudowne jest to, że choć numery są zwarte i pomysłowo zaaranżowane, mają w sobie element jamowego luzu, na przykład w Angry wprowadza go solówka gitarowa, a w Close To You wspomniane wejście saksofonu. Ale najbardziej zachwyca to, co dzieje się w Sweet Sound Of Heaven. Kiedy numer wy­daje się dobiegać końca, Steve Jordan, który bez kompleksów wpasował się w miejsce po Charliem Wattsie, nadal bębni. W tej sytuacji Lady Gaga coś dośpiewuje, dołącza basista Darryl Jones, Jagger mówi do jeszcze jednego gościa na płycie, Steviego Wondera: Podegraj mi Steve i też dodaje swój głos, i tak powoli powraca cały skład z potężną sekcją dętą. I utwór trwa jeszcze dwie minuty…

Jagger mówi, że po napisaniu Angry grupa chciała nagrać całą płytę o złości, i chociaż, jak stwierdził, ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu, w tekstach, głównie o trudnych relacjach męsko-damskich, sporo wściekłości (Bite My Head Off, Driving Me Too Hard, Depending On You ze skargą: Jestem za młody, by umierać, i za stary, by przegry­wać…). Pojawia się też jednak, zwłaszcza w poruszającej balladzie Tell Me Straight, śpiewanej przez Keitha Richardsa, nieunikniony temat przemijania. I trudno się nie wzruszyć, gdy legendarny gitarzysta pyta: Czy cała moja przyszłość tkwi już w przeszłości? Ale chyba sam się zawstydził swoją szczerością, bo kiedy na konferencji prasowej w Londynie miał wyjaśnić, o czym jest ta nieznana jeszcze w tamtym momencie dziennikarzom piosen­ka, powiedział: Nie mam pojęcia.

WIESŁAW WEISS


W dniu premiery, 20 października, między godziną 17 a 20 pod Pałacem Kultury i Nauki (od strony Kinoteki) w Warszawie na fanów będzie czekał specjalny, czerwony, piętrowy autobus. W środku będzie można posłuchać „Hackney Diamonds” i przejechać się w angielskim stylu ulicami Warszawy. Planowane są dwa kursy: o 17.30 i 18.30. Do tego na miejscu czekać będą konkursy z nagrodami. Wstęp na wydarzenie jest wolny.

KOMENTARZE

Przeczytaj także