Basista Scotta Weilanda wspomina, jak dowiedział się o śmierci wokalisty

/ 13 grudnia, 2016

Scott Weiland zmarł 3 grudnia 2015 roku podczas trasy koncertowej The Wildabouts w wyniku przedawkowania kokainy, alkoholu i innych środków. W wywiadzie dla „Yahoo Music” Tommy wspomina:
 

Byliśmy w [centrum handlowym] Mall Of America w Minnesocie, mieliśmy dzień wolny. Zapukałem do drzwi Scotta, zapytać czy chce coś zjeść, ale nie odpowiedział, pomyślałem więc że śpi. Następnie zadzwoniła do mnie Jamie [Wachtel], żona Scotta, mówiąc, że Scott przez cały dzień do niej nie zadzwonił. Kazałem jej zadzwonić do naszego menadżera trasowego, Aarona [Mohlera]. Wkrótce zadzwoniła do mnie jedna z osób zatrudnionych przy trasie i powiedziała: „Chodź szybko do autokaru. Scott nie żyje”. Znaleźli go Aaron i [perkusista] Joey [Castillo] i zadzwonili na 911. Udałem się do autokaru. Policja nie wpuszczała nikogo do środka. Udaliśmy się do hotelowego lobby, a potem sam poszedłem do baru.

 
W barze Tommy się upił, a wtedy przyszli do niego detektywi, którzy przesłuchiwali wszystkie osoby, mające kontakt ze Scottem. Okazało się jednak, że basista był zbyt pijany, żeby odpowiadać na pytania, więc trafił na 17 godzin do aresztu, zanim mógł poddać się przesłuchaniu. Media podały wtedy, że został aresztowany pod zarzutem posiadania kokainy i mógł przyczynić się do śmierci wokalisty.
 

To nie było tak. Bardzo mnie to wtedy zraniło, ale rozumiem, że wszyscy pragną odpowiedzi, wszyscy chcą zrzucić na kogoś winę.

rf

KOMENTARZE

Przeczytaj także