Bon Scott (AC/DC) zmarł 37 lat temu

/ 19 lutego, 2017

Nagła śmierć Bona Scotta, wokalisty AC/DC, była szokiem dla zespołu, który właśnie wydał świetnie przyjęty album „Highway To Hell” i zaczął się piąć po szczeblach kariery. Jednak biorąc pod uwagę styl życia wokalisty, taki rozwój wypadków, nie był, niestety, czymś zaskakującym.

Angus Young (AC/DC) na scenie z Guns N' Roses. Obejrzyj występ

Bon Scott urodził się jako Ronald Belford Scott 9 lipca 1946 roku w szkockim mieście Forfar, a w wieku sześciu lat przeniósł się z rodziną do australijskiego miasta Melbourne.

W wieku 15 lat rzucił szkołę i wdał się w konflikt z prawem. Chciał zaciągnąć się do armii, jednak uznano go za nieprzystosowanego do społeczeństwa, więc postanowił poświęcić się muzyce.

AC/DC: „Rocker” (1979)

Zaczynał jako perkusista w lokalnych zespołach, ale pierwszy raz posmakował sławy jako wokalista The Valentines oraz Fraternity. W 1974 roku podjął się pracy kierowcy, wożąc między innymi muzyków AC/DC na koncerty.

Jestem wasz

Angus Young tak w rozmowie z „Tylko Rockiem” wspominał ten okres:

Bon był naszym kierowcą. Jego kumpel Vince Lovegrove był agentem i angażował zespoły do barów i klubów w Adelajdzie. I pewnego razu powiedział mu: „Słuchaj, do miasta przyjeżdża zespół kierowany przez dwóch niesamowitych braciszków. Będziesz nimi zafascynowany. Może byś chciał z nimi pojeździć”. Bon się zgodził i od tamtego czasu nigdy już się nie rozstaliśmy.

AC/DC: „Let There Be Rock” (1978)

Bon Scott zaproponował, że zostanie perkusistą AC/DC, ale grupa raczej rozglądała się za nowym wokalistą, nie będąc do końca zadowolona z Dave’a Evansa. On tylko odparł: „W porządku, jestem wasz” i tak kariera AC/DC nabrała tempa.

Z AC/DC zadebiutował albumem „High Voltage” w 1975 roku, pierwotnie wydanym tylko na rynku australijskim. Sława zespołu zaczęła zataczać jednak coraz szersze kręgi i muzycy postanowili przenieść się do Anglii, gdzie mieli lepsze perspektywy zrobienia międzynarodowej kariery.

AC/DC: „Touch Too Much”

Sprośne kobiety, pot na scenie

Jako wokalista AC/DC Bon Scott szybko wykazał się nonkonformistycznym stylem życia, charyzmą, świetnymi, wieloznacznymi, często ociekającymi seksem tekstami i skłonnością do ostrego imprezowania. Gitarzysta AC/DC, Angus Young, wspominał w 1997 roku w wywiadzie dla „Tylko Rocka”, że prywatnie Bon był bardzo zabawnym człowiekiem.

Miał wyjątkowe poczucie humoru. Zdarzało się, że powiedział coś i tarzałeś się ze śmiechu przez dwa dni. Przed wyjściem na scenę błagaliśmy go, by milczał, bo gdyby zaczął te swoje gadki, nie bylibyśmy w stanie grać.

Tempo życia jednak okazało się dla Bona Scotta zgubne. Żył według głoszonej przez siebie dewizy „Alkohol, sprośne kobiety, pot na scenie i złe jedzenie”, co niestety nie mogło się dobrze skończyć. I koniec nadszedł bardzo szybko…

AC/DC: „Riff Raff”

Nie powinien był umrzeć

15 lutego 1980 roku Bon Scott razem z braćmi Young zaczął pracować nad nowymi utworami. Wieczorem, 18 lutego, udał się do londyńskiego klubu Music Machine, gdzie upił się do nieprzytomności. Po północy, jego towarzysze zostawili go w samochodzie zaparkowanym przy 67 Overhill Road w East Dulwich. Rano został znaleziony martwy. Zakrztusił się własnymi wymiocinami na śmierć.

Angus Young w „Tylko Rocku” mówił:

Koroner, który dokonał oględzin ciała Bona stwierdził, że był on zdrowym, silnym człowiekiem i absolutnie nie powinien był umrzeć. Przesądziła pozycja ciała w chwili, gdy zwymiotował. Według opinii biegłego był to nieszczęśliwy wypadek.

AC/DC: „Baby Please Don’t Go”

rf

KOMENTARZE

Przeczytaj także