Disturbed i Megadeth w Krakowie – metal i ogień [RELACJA]

/ 11 października, 2025
fot. Przemek Kokot / Moment in Time

Wczoraj w Krakowie miało miejsce prawdziwe święto dla miłośników szeroko rozumianej muzyki metalowej – na scenie Tauron Areny spotkały się dwie znakomite formacje, Disturbed i Megadeth. Działo się dużo!


Piątkowy wieczór otworzyła legenda thrashu, formacja Megadeth. To nieoczekiwany obrót wydarzeń, choć Dave i spółka w ostatnim czasie dość często występują w roli supportu. Jak to zwykle w przypadku tej formacji bywa, interakcja lidera z publicznością była ograniczona do minimum. Bez gadania rozpoczęli od „Wake Up Dead”, żeby później sięgnąć między innymi po „Hangar 18”, „Trust” czy „Tornado of Souls”.

Na początku pojawił się wyraźny problem z nagłośnieniem wokalu, który był praktycznie niesłyszalny. Instrumenty, a szczególnie perkusja, brzmiały znakomicie, ale głosu Dave’a nie dało się „wyłapać”. Na szczęście później było już lepiej, a zakończenie w postaci kultowych „Symphony of Destruction” oraz „Holy Wars… The Punishment Due” stanowiło dobrą rekompensatę wcześniejszych niedogodności. Megadeth planują w przyszłym roku zagrać pożegnalne tournée – wtedy będą gwiazdą wieczoru, a to oznacza, że dostaniemy znacznie więcej, niż jedenaście utworów i godzinny set.

Disturbed przygotowali, w ramach świętowania 25-lecia debiutu, okazałą scenografię, a także zainwestowali w pirotechnikę. Zrobiło to spore wrażenie. Podobnie jak wokal Davida Draimana, z którym czas obszedł się wyjątkowo łaskawie. Album „The Sickness” wybrzmiał z dużą mocą, a interpretacja każdej z kompozycji była odpowiednio celebrowana. Ponieważ kolejność z płyty została zachowana, szybko dostaliśmy znakomite „Voices” czy „Down With the Sickness”. Fajnie wypadł cover „Shout”, a także znajdujący się na zamknięciu pierwszej części setu „Meaning of Life”. Docenić należy fakt, że zespół oddał hołd Ozzy’emu wplatając w utwór fragmencik „Crazy Train”.

Na drugą część show Disturbed przyszło nam czekać aż 25 minut (trochę długo…), ale było warto. Zespół sięgnął po między innymi „I Will Not Break” czy „Land of Confusion”. Nie zabrakło oczywiście miejsca dla „The Sound of Silence”, które wykonano wraz z instrumentami smyczkowymi i fortepianem. Ładne to było. Na koniec „The Light” i płomienne „Inside the Fire”. Bez bisów, ale te chyba nie były potrzebne – koncert i tak trwał prawie trzy godziny.

Relację z koncertu Disturbed i Megadeth, organizowanego przez Live Nation Polska, znajdziecie również w listopadowym „Teraz Rocku”.

KOMENTARZE

Przeczytaj także