M. Shadows (Avenged Sevenfold): Linkin Park ma pełne prawo grać dalej bez Benningtona

/ 22 listopada, 2017

Podczas trzygodzinnego koncertu, który odbył się 27 października w Los Angeles, muzycy z zespołu Linkin Park – przy wsparciu wielu znakomitych gości – pożegnali zmarłego kilka miesięcy temu wokalistę, Chestera Banningtona. Fani zespołu zadają sobie pytanie, czy to koniec amerykańskiej formacji? Wciąż nie znamy jednak odpowiedzi.

Gene Simmons (Kiss) przeprasza za swoje zachowanie

M. Shadows, wokalista Avenged Sevenfold, który pojawił się na scenie podczas wspomnianego koncertu, uważa, że muzycy mają pełne prawo dalej grać i tworzyć pod szyldem „Linkin Park”:

Są ludźmi i mają jeszcze sporo życia przed sobą. Jeśli więc kochają muzykę tak bardzo, mają pełne prawo, żeby ruszyć dalej. Dobrze znam Mike’a [Shinodę – przyp. mg] i w mojej opinii on zawsze był liderem zespołu – robił właściwie wszystko, nagrywał wersje demo, miał obsesję na punkcie każdego najdrobniejszego szczegółu.

– powiedział w wywiadzie z Eddie’em Trunkiem M. Shadows. I kontynuował:

Trudno pogodzić się ze stratą Chestera, był jednym z najlepszych wokalistów naszych czasów. Gdy dorastałem i oglądałem ich na żywo widziałem, że był bezbłędny w tym, co robił. Będzie więc im ciężko, ale jednocześnie Mike jest niezwykle pracowity i oddany zespołowi, więc trudno mi sobie wyobrazić, że tak po prostu da sobie spokój.

Zespół Linkin Park wciąż oficjalnie istnieje, natomiast sami muzycy wciąż niechętnie mówią o swojej scenicznej przyszłości.

Shinoda wspominał Benningtona

Nie jest żadną tajemnicą, że w Linkin Park to właśnie Mike Shinoda był najbliższym przyjacielem Chestera Bennngtona. Muzyk przez wiele miesięcy nie wypowiadał się publicznie na temat tego, co przeżył 20 lipca tego roku, gdy dowiedział się, że wokalista odebrał sobie życie.

O tym trudnym momencie Shinoda opowiedział dopiero niedawno w wywiadzie dla „Kerrang!”:

W całym dorosłym życiu spędziłem z Chesterem najwięcej czasu, nie biorąc oczywiście pod uwagę mojej żony.  Cały czas byliśmy blisko. Ludzie mówili, że byliśmy jak bracia, choć tak do końca nie było, ponieważ nie łączyły nas więzy krwi. Teoretycznie byliśmy tylko kolesiami z zespołu, którzy w każdej chwili mogli pójść w swoją stronę. Nigdy tak jednak nie zrobiliśmy, co uważam za wyjątkowe.

Muzyk wspomniał również o rodzinie Benningtona, która była dla niego wyjątkowa:

On ogromnie kochał swoją żonę i dzieci. Sytuacja w jego rodzinie była dość skomplikowana – więzy krwi, adopcje i tak dalej… Ja nie jestem doskonałym rodzicem, nikt nie jest, ale Chester zawsze miał najlepsze intencje. Miał ogromne serce i kochał rodzinę bardziej, niż cokolwiek innego.

mg

KOMENTARZE

Przeczytaj także