Robert Brylewski zmarł rok temu. Wspomina go Wojtek Mazolewski

/ 3 czerwca, 2019

Robert Brylewski zmarł 3 czerwca 2018 roku po tym, jak został dotkliwie pobity. Do pobicia doszło kilka miesięcy wcześniej, a Brylewski trafił do szpitala, gdzie przeszedł trepanację czaszki. Początkowo wydawało się, że artysta dojdzie do siebie, jednak wkrótce jego stan się pogorszył. Ostatnie tygodnie spędził w stanie śpiączki.

Winny pobicia Roberta Brylewskiego stanął przed sądem

Jedną z ostatnich osób, które pracowały z Robertem Brylewskim był Wojtek Mazolewski, który w ramach projektu Punk Freud Army pod koniec 2017 roku grał z nim koncerty i wydał płytę.

W wywiadzie dla „Teraz Rocka” tak Mazolewski wspomina Roberta Brylewskiego:

Roberta zapamiętałem jako totalnego freaka, który ma bardzo dobrą energię. Potrafił rozładować każdą złą energię. Miał genialne żarty, totalnie abstrakcyjne. Był świetnym komentatorem życia społecznego, muzycznego, politycznego. Do końca zachował totalną radość z bycia muzykiem. Cieszył się z tej płyty. Znałem go od lat i miałem z nim przyjemność pracować, zagraliśmy nawet razem z Johnem Zornem na Warsaw Summer Jazz Days. W jego domu wszystko było pomalowane, nawet trzonek od młotka pokryty był indiańskimi wzorami i zaklęciami. Ktoś, kto go nie znał, czasem postrzegał go jako oderwanego od rzeczywistości, ale wystarczyło spędzić z nim parę godzin, by zmienić zdanie. Mówił głębokie i ważne rzeczy. Wiele widział, jakby jego duch unosił się nad nim. Przed koncertami był rozpalony jak nastolatek. Bardzo go to niosło. Nigdy nie narzekał, mimo że miał problemy zdrowotne. Przemysł muzyczny powinien doceniać takich ludzi, zanim odejdą. Robert zasługiwał na dużo większe uznanie i szacunek, nagrał wiele wspaniałych płyt.

%%REKLAMA%%

Cały wywiad z Wojtkiem Mazolewskim, w którym opowiada także o nowej płycie „Philosophia”, nagranej z Johnem Porterem, znajdziecie w czerwcowym numerze „Teraz Rocka”, który dostępny jest w sprzedaży.

rf | fot. Silar

KOMENTARZE

Przeczytaj także