Rock'n'Roll Hall of Fame 2017. 5 niezwykłych momentów gali

/ 8 kwietnia, 2017

W tym roku wejściem do muzeum rock'n'rolla zostaną uhonorowani zostali tacy artyści, jak m.in. Electric Light OrchestraPearl Jam, Journey czy Yes. Ceremonia z wczorajszego wydarzenia zostanie retransmitowana na kanale HBO 29 kwietnia. 

Rock'n'Roll Hall of Fame. Najwięksi nieobecni [RANKING]

Tegoroczna gala, która odbyła się w Barclays Center w Brooklynie, obfitowała w różne, niecodzienne występy, wydarzenia. Wybraliśmy więc dla Was, 5 najbardziej niezwykłych momentów, które miały wczoraj miejsce. 

Hołd dla Chucka Berry'ego

Gala rozpoczęła się od oddania hołdu Chuckowi Berry'emu, który w wieku 90 lat zmarł 18 marca tego roku. Warto nadmienić, że został on wprowadzony do Salonu Sław jako jeden z pierwszych, czyli w 1986 roku. Po wyemitowaniu specjalnego filmiku na jego cześć, na scenę wkroczyła grupa Electric Light Orchestra. Swój koncert rozpoczęli od kompozycji „Roll Over Beethoven” z repertuaru Mistrza. Później z kolei Jeff Lynne i spółka wykonali swoje utwory – „Evil Woman”, pierwszy singiel z płyty „Face the Music” (1975), oraz „Mr. Blue Sky”, czyli rzecz pochodzącą ze słynnego albumu „Out of the Blue” (1977). Co ciekawe na scenie zabrakło Richarda Tandy'ego, jedynego legendarnego członka ELO, który regularnie występuje z Lynne'm (zamiast niego pojawił się Bernie Smith). 

Yes i… Geddy Lee na jednej scenie 

Do Rock'n'Rollowego Salonu Sław legendarną progresywną grupę wprowadzili dwaj członkowie Rush – basista Geddy Lee oraz gitarzysta Alex Lifeson. Pomimo tego, że organizatorzy wydarzenia dementowali plotki, jakoby Lee miał wystąpić z Yes na jednej scenie, stało się inaczej. Basista zastąpił zmarłego Chrisa Squire'a, który odszedł z tego świata w czerwcu 2015 roku w wieku 67 lat, i razem z zespołem zagrał słynną kompozycję „Roundabout” pochodzącą z albumu „Fragile” (1971). Drugą wiadomością, która elektryzowała fanów, była obecność wokalisty Jona Andersona, który po raz pierwszy od 13 lat wystąpił z Yes na żywo. Zespół ponadto wykonał swój najsłynniejszy przebój „Owner of a Lonely Heart”. Na scenie w Barclays Center pojawili się byli i obecni członkowie grupy, oprócz Andersona, gitarzyści Steve Howe i Trevor Rabin, klawiszowcy Rick Wakeman i Tony Kaye oraz perkusiści Alan White Bill Bruford

Steve Perry z kolegami z Journey

Do Salonu Sław dołączyła także grupa Journey. Dlatego też pewnie wielu po cichu liczyło, że może Steve Perry, oryginalny wokalista, który w zespole występował od 1977 do 1988, skusi się na wspólny koncert. Jak się okazało: nie zagrał z byłymi kolegami, dołączył jednak do nich przy okazji mowy powitalnej. Zespół Journey zagrał wczoraj 3 kompozycje: „Seperate Ways”, „Lights” oraz największy swój hit „Don’t Stop Believin’”.

Lenny Kravitz godnie żegna Prince'a 

Podczas wczorajszej gali oddano także hołd Prince'owi, który odszedł w kwietniu zeszłego roku w wieku 57 lat. A tym, który tego dokonał był jego przyjaciel – Lenny Kravitz. Wykonał dwa jego utwory: „When Doves Cry” i „The Cross”. Występ był krótki, ale jak można przeczytać w relacjach z tego wydarzenia, Prince z pewnością byłyby dumny. 

Pearl Jam i niespodziewane jam session

No cóż, niewątpliwie występ Pearl Jam wszystkim zgromadzonym najbardziej zapadł w pamięć. I nie tylko dlatego, że grupa z Seattle zagrała aż 4 kawałki. Zaczęli od trzech swoich klasycznych kompozycji z lat dziewięćdziesiątych. Pojawiło się „Alive” (na perkusji zagrał Dave Krusen, czyli pierwszy bębniarz zespołu), „Given to Fly” oraz „Better Man”.

Jednak najciekawszy moment muzycy Pearl Jam zostawili na sam koniec. Wykonali bowiem utwór z repertuaru Neila Younga, „Rockin’ in the Free World”. Sam wybór może nie był nadzwyczaj oryginalny, grupa bowiem chętnie go na koncertach wykonuje, ale do zespołu Pearl Jam dołączyli także inni artyści, m.in. wspomniany Krusen, Alex Lifeson, Geddy Lee czy Trevor Rabin, i zrobiło się z tego niemałe jam session. Był to niewątpliwie wspaniały hołd dla muzyka, który z powodu choroby nie mógł wprowadzić Eddiego Veddera i spółki do Salonu Sław. Zamiast niego zaszczytu dostąpił David Letterman. 

szy

KOMENTARZE

Przeczytaj także